Jako skandaliczny uznać trzeba wyrok Sadu Krajowego w Kolonii zakazujący rozpowszechniania plakatu Powiernictwa Polskiego, na którym widnieje Erika Steinbach w towarzystwie oficera SS i rycerza krzyżackiego, które to osoby towarzyszące mają jakoby rysy podobne do szefowej Związku Wypędzonych, Eriki Steinbach. Według tego wyroku Powiernictwu Polskiemu grozi także kara 250 tys. euro lub pół roku aresztu. Zakaz publikacji rozciągnięty został także na teren Polski.
Dla owego sądu w Kolonii czas zatrzymał się już chyba w 1944 i sądzą oni, że to jeszcze trwa okupacja niemiecka, że polskie ziemie zachodnie wcielone zostały do III Rzeszy, że istnieje Generalna Gubernia i że w związku z tym mogą nakazywać, zakazywać, aresztować i grabić bezkarnie kogo chcą!
Warto bliżej przyjrzeć się plakatowi Powiernictwa Polskiego, gdyż wyraża on po prostu od lat znany pogląd historyków i to nie tylko historyków polskich, ale też historyków niemieckich, o tym, że od wieków Niemcy realizowali swój program narodowej ekspansji „Drang nach Osten”. W średniowieczu była to ekspansja krzyżacka pod pozorem krzewienia wiary chrześcijańskiej wśród pogańskich Prusów, a czyniono to przy pomocy krwawego miecza i drogą brutalnej germanizacji tej części owych ludów, która ocalała z pogromów. A wcześniej jeszcze spokojne i osiadłe plemiona słowiańskie zamieszkujące tereny daleko na zachód od Odry były także kolonizowane przez Niemców, również pod pozorem chrystianizacji. Jeszcze około dwieście lat temu w okolicach Hamburga zachowały się resztki słowiańskich narzeczy wśród tamtejszego ludu.
Powstanie państwa polskiego w X wieku i przyjęcie chrztu z rąk czeskich pobratymców uchroniło nas od tego, co spotkało później Prusów. Oczywiście wielokrotnie trwały zmagania z zachodnim sąsiadem o kształt naszej zachodniej granicy, bowiem nie tylko Krzyżacy reprezentowali tu niemiecki ekspansjonizm. Po wojnach szwedzkich, gdy Polska była osłabiona i infiltrowana przez agentów obcych dworów, doszło do rozbiorów Polski. Polska i Polacy nigdy nie pogodzili się z utratą niepodległości, o czym świadczyły kolejne zrywy powstańcze. Od zachodu i południa ograbiły nas Prusy i Austria, a więc kraje niemieckojęzyczne, reprezentujące – wprawdzie odmienną nieco – tradycję owego „Drang nach Osten. Niemcy, podobnie jak inne kraje o imperialnych ambicjach miały swe kolonie w egzotycznych regionach globu, ale nie były one tak liczne jak angielskie czy francuskie. Niemcy „znaleźli” bliżej swych granic tereny nadające się do kolonizacji – była to Polska i inne kraje środkowoeuropejskie.
Dekret Hitlera z 7 października 1939r. „O umocnieniu niemieckości” doskonale wpisywał się w tę tradycję. Rozpoczęła się masowa, zbrodnicza akcja wypędzania polskiej ludności z Wielkopolski, Śląska, Pomorza – w tym z Gdyni, próby masowej germanizacji Polaków od wieków zamieszkujących te ziemie. Niemcy nie gardzili żadnymi metodami – porywano nawet polskie dzieci, gdy spełniały rasistowskie kryteria antropologiczne w celu ich germanizacji. Tak było na Zamojszczyźnie, ale także na Pomorzu, doświadczyli tego niektórzy z wysiedlanych gdynian.
Niemcy, którzy znaleźli się na tych terenach po I wojnie światowej to byli w przeważającej większości niemieccy kolonizatorzy szczególnie masowo napływający na te tereny w czasach krzyżackich i w czasie pruskich zaborów. Polaków różnymi metodami rugowano z ojczystej ziemi, a na to miejsce sprowadzano Niemców, którzy zajmowali eksponowane stanowiska w zaborczej administracji, w gospodarce, oświacie, a także niekiedy wśród duchownych. Gdańsk, który po I wojnie światowej nie powrócił do Polski tylko stał się „Wolnym Miastem”, zaczął stawać się miastem w dużej mierze skolonizowanym przez Niemców już po krzyżackiej, pamiętnej rzezi gdańszczan, dalszego procesu germanizacji dopełniły pruskie zabory.
W Gdańsku i w innych miastach Polski żywioł niemiecki pojawiał się także przy innych okazjach. Przybywali tu też w czasach pokoju niemieccy rzemieślnicy, kupcy, którzy niewątpliwie do Polski przynosili osiągnięcia zachodniej cywilizacji technicznej, chociażby technikę druku wynalezionego przez Gutenberga. I ci Niemcy najczęściej spolonizowali się, stawali się niejednokrotnie twórcami polskiej kultury, jak Wincenty Pol i Joachim Lelewel, czy wielu innych. Niemieckiego pochodzenia była zapewne rodzina Szumanów, z której pochodził znany polski psycholog Stefan Szuman, wielce zasłużona dla wychowania i opieki nad dziećmi Wanda Szuman oraz zamordowany przez Niemców w 1939r. w Fordonie sługa boży ks. Henryk Szuman, proboszcz parafii Św .Wojciecha w Starogardzie Gdańskim, który przewodzi grupie około 120 męczenników w drugim procesie beatyfikacyjnym ofiar niemieckiej eksterminacji w czasie II wojny światowej. Wśród ofiar niemieckich zbrodni w Piaśnicy znalazł się także polski kupiec gdyński, którego niemieckie pochodzenie przed wiekami nie uchroniło od śmierci, a jego dzieci od obozu w Potulicach – byli Polakami!
Na miejsce wymordowanych i wysiedlonych Polaków – tylko z Gdyni jesienią 1939 roku i w latach następnych wysiedlono około 100 tysięcy mieszkańców – sprowadzano Niemców z całej Europy, a także miano ich sprowadzić ze Stanów Zjednoczonych, co jednak się już nie udało. Niemcy chcieli utworzyć w centrum Europy aż prawie po Ural zwarte niemieckie państwo, jednolite narodowościowo i rasowo. Dla tego też zapewne przywożono pociągami z Rzeszy – by ją „oczyścić” – różnych obcoplemieńców do lasów Piaśnicy za Wejherowem i tam ich masowo mordowano. Byli to między innymi Polacy, Czesi, Słowacy i inni sezonowi pracownicy, niekiedy już dość długo zamieszkali w Niemczech, których na samym początku wojny internowano, a następnie stracono w Piaśnicy. Do Gdyni natomiast sprowadzano Niemców z krajów nadbałtyckich, ale i z Rzeszy, tak jak rodziców Eriki Steinbach, którzy do Rumi (opodal Gdyni) przybyli w latach czterdziestych. Polski wójt owej Rumi, Hipolit Roszczynialski, zasłużony w walkach w roku 1920, zamordowany został także w Piaśnicy w dniu 11 listopada 1939r., w dniu polskiego Święta Niepodległości, wraz z grupą wybitnych Polaków, wśród których była bł. s. Alicja Kotowska, zmartwychwstanka z Wejherowa. Hipolit Roszczynialski, pochodzący ze starego pomorskiego rodu, niejako musiał zrobić miejsce Erice i jej rodzicom przybyłym z Rzeszy. Także brat Hipolita, ks. prałat Edmund Roszczynialski, proboszcz wejherowskiej fary został przez Niemców zamordowany w Cewicach opodal Lęborka, obecnie znalazł się także w gronie sług bożych w drugim procesie beatyfikacyjnym.
W tej sytuacji jeżeli Niemcy o naszych polskich ziemiach, z których nas w 1939r. wypędzano, mówią jako o swoich „Stronach Ojczystych” to jest to bezczelne kłamstwo, bowiem stanowi kontynuację wielowiekowej akcji „Drang nach Osten”, dziś jeszcze tylko tak dość „niewinnie” realizowanej, ale wiele można się po nich spodziewać znając i pamiętając o tragicznych dziejach minionych, w których sami zresztą uczestniczyliśmy.
Pani senator Dorota Arciszewska – Mielewczyk słusznie zauważa, iż nasze polskie Kresy Wschodnie zostały nam odebrane decyzją zachodnich aliantów i ZSRR po zakończeniu wojny. Polaków tam zamieszkujących w istocie wypędzono z własnych domostw, choć od wieków tam zamieszkiwali i nie przybyli tam z mieczem i ogniem, tylko w przymierzu obronnym, jak na Litwę, z której pochodził polski król Władysław Jagiełło. Nikt nas nie pytał o zdanie w tej sprawie, a gdzieś trzeba było Polakom się osiedlić, osiedlali się na Ziemiach Odzyskanych, odzyskanych po wiekach Ziemiach Piastowskich. Nie mieliśmy w istocie wówczas pełnej niepodległości, spod jednej okupacji weszliśmy pod drugą. Polską inteligencję wymordowali Niemcy w obozach koncentracyjnych i w miejscach straceń takich jak Piaśnica czy Szpęgawsk, a sowieci w Katyniu i innych miejscach kaźni. Ostatnich szesnastu przywódców Polski osadzono na Łubiance w Moskwie i stracono. W Polsce rządził okupacyjny reżim komunistyczny, wybory zostały sfałszowane. W tym okresie zamordowano jeszcze wielu polskich patriotów, którzy nadal wierzyli w wolną i niepodległą Polskę.
W takiej sytuacji oskarżać Polskę o wypędzanie Niemców jest perfidnym kłamstwem i stanowi wyraz agresywnej postawy, za tym idą pozwy sądowe o rzekomo utracone przez Niemców mienie. Mienie to porzucili panicznie uciekając przed Armią Czerwoną, która odpłacała Niemcom pięknym za nadobne. W dużej mierze było to mienie zagrabione w okupowanych krajach. Jedyną odpowiedzią na takie bezczelne i agresywne postępowanie jest wystawienie Niemcom pełnego rachunku za krzywdy doznane przez Polaków w czasie wojny – za życie odebrane, mienie zagrabione, zniszczony kraj, utracone przez lata wojny dobra.
Wracając do plakatu, który tak oburzył Niemców to powiedzieć trzeba, że nie zawiera od żadnych elementów ubliżających Niemcom i pani Erice, jest on jedynie „obrazkowym” wykładem pewnego poglądu na historię i teraźniejszość stosunków Niemców do Polaków. Czasy współczesne wracają do tradycji kultury obrazkowej, więc forma wykładu jest całkiem aktualna i może dla tego tak celnie trafiła do niemieckich odbiorców tego przekazu, w pewnym sensie znosi ona „barierę językową”. Niemcy nie mają żadnych rzeczowych argumentów przeciw tym treściom, stąd jedyną formą odpowiedzi był brutalny atak, czego wyrazem jest sądowy „wyrok” i wypowiedzi prominentnych polityków niemieckich.
Niemiecki sąd i politycy niemieccy w ten sposób wystąpili przeciw „wolności słowa”, o którą rzekomo tak zabiegają. Zastosowali metody sądowe i policyjne, jak wobec jakiejś zbrodni. Niemcy żyją w dobrobycie. Narody przez nich podbite i okupowane, a więc i ograbione, nadal żyją w biedzie i z wielkim trudem próbują kształtować swój byt bardziej znośny niż w latach doświadczonych okupacji. Niemcy nie pojmą swego „nietaktu” dotąd dopóki narody europejskie nie wystawią im pełnego rachunku do zapłacenia za straty wojenne. W nich stale trwa mentalność kolonialna.
Tekst wyraża stanowisko Stowarzyszenia Gdynian Wysiedlonych