Obecnie pojęcie prawdy historycznej, wydawać by się mogło podstawowe dla poznania i refleksji historycznej , coraz bardziej traci na znaczeniu wobec innego terminu – polityki historycznej. W publicystyce i w języku polityków jako najważniejsze pojawia się najczęściej pojęcie polityki historycznej. A oznacza ono stosowanie zwykłego kłamstwa propagandowego, które ma uzasadnić lub usprawiedliwić niegodziwe postępowanie państw o ambicjach mocarstwowych wobec mniejszych, a więc słabszych państw i narodów, chociaż formalnie i na forum ONZ uznaje się ich prawo do bezpiecznego i niepodległego bytu.
Klasycznym przykładem takiego kłamstwa historycznego na służbie propagandy politycznej jest tworzenie pojęć tzw. „stron ojczystych” jakoby utraconych przez byłych kolonizatorów ziem Wschodniej Europy, zamieszkiwanych głównie przez Polaków, ale także inne narody, w czasie kilkusetletniej kolonizacji ich przez Niemców. W związku z tym w pewnych środowiskach, nie tylko niemieckich, które podporządkowały się tej „polityce historycznej” nie wypada już mówić o Drang nach Osten, zapomina się dziwnie szybko o latach zaborów, w końcu nie tak znowu długich, ale niezwykle wyniszczających Polskę ekonomicznie i narodowo. Działa tu coś, co nazwano poprawnością polityczną, kolejne pojęcie z nowego słownika, a oznaczające podporządkowanie się między innymi właśnie owej polityce historycznej.
W przeddzień 70 rocznicy zawarcia przez Niemcy i Rosję Sowiecką paktu Ribbentrop – Mołotow ustanawiającego kolejny rozbiór Polski, w Niemczech odbył się zjazd tzw. wypędzonych z owych utraconych w wyniku II wojny światowej kolonii niemieckich w Europie Wschodniej i nazywa się go uroczyście „Dniem Ojczyzny”. W poszczególnych niemieckich miejscowościach wywiesza się z tej okazji flagi narodowe, w obchodach uczestniczy niemiecka kanclerz Angela Merkel. Tzw. niemieckie ziomkostwa chwalą się, że już prawie we wszystkich landach powstały oddziały organizacji skupiającej wypędzonych pod wodzą Eriki Steinbach. Wypada tu wszystkim świętującym owy Tag der Heimat przypomnieć o rezolucji ONZ o prawie narodów do zrzucenia jarzma kolonialnego, o prawie do pozbywania się kolonialistów. Niemcy jakby nie rozumieli, że chodzi tu także o ich kolonizację Europy w ramach Drang nach Osten, o czas zaborów. Owszem wielu Niemców wówczas osiadło na naszych ziemiach rugując z nich brutalnie Polaków, można powiedzieć, że było im tu bardzo dobrze na tych zrabowanych ziemiach, no ale w XX wieku nastąpił ponoć kres kolonializmu i trzeba się im z tym pogodzić.
Nie ma już w naszym kraju wszechwładnego w epoce komuny Urzędu Kontroli Prasy, Wydawnictw i Widowisk, ale jest bardzo skuteczna poprawność polityczna, która jest czymś na kształt cenzury wewnętrznej. Stosuje się ją z różnych powodów, a to z chęci zyskania szybkiej kariery zawodowej, utrzymania pracy, na której komuś bardzo zależy, uniknięcia swoistego ostracyzmu towarzyskiego z tego powodu, że ma się niepoprawne politycznie poglądy. Jednakże podporządkowanie się niektórych osób owej niemieckiej polityce historycznej wskazuje na bardzo niebezpieczne zjawisko nieformalnego wpływu Niemiec i ich polityki na określone środowiska. Niemcy nie żałują pieniędzy na swoją propagandę i wspieranie przyczółków. Tak było także siedemdziesiąt lat temu, przed 1 września 1939 roku.
70 rocznica wybuchu II wojny światowej znowu staje się okazją do wielu tego rodzaju popisów językowych i pojęciowych w ramach polityki historycznej.
Mniej finezyjnie niż Niemcy postępują Rosjanie, którzy wybrali bardzo prymitywną, ale niekiedy skuteczną metodę bezpośredniego kłamstwa. Z szerokiego katalogu chwytów propagandowych Goebelsa wybrali metodę bezpośredniego kłamstwa – może ktoś w to uwierzy sądząc, że któż by się odważył tak kłamać. W tym spadkobiercy sowieckiego reżymu mają dużą praktykę, radziecka, komunistyczna propaganda opierała się od początku – i okazuje się po dzień dzisiejszy – na zwykłym, prostackim kłamstwie.
Brytyjski historyk, Norman Daveis, od lat interesujący się polską historią i dający świadectwo prawdzie historycznej w swych licznych książkach, stwierdził ostatnio w jednej ze swych wypowiedzi, że Polska to „jedyny członek obozu aliantów, który został potraktowany jak przegrany, przegrywa nadal”. Polska w wyniku II wojny światowej utraciła między innymi 18 % ludności, blisko połowę terytorium i na lata całe niepodległość. A obecnie doświadcza niesłychanej agresji propagandowej ze strony Rosji. Dodajmy od siebie, że poczynania niemieckich tzw. wypędzonych mało co się różnią w efekcie od tego co spotyka nas od wschodniego sąsiada.
Polska w 1939 roku nikomu nie wadziła. Powoli rozwijała się, nie bez trudu, po latach zaborczej niewoli, z której już także wyszła z okrojonym terytorium. Ale wszystko wskazywało na to, że nadchodzą dla Polski pokojowo rozwijającej się lata lepszej koniunktury, rozwoju cywilizacyjnego, postępu gospodarczego i edukacyjnego. Wszystko to zostało brutalnie przerwane i zniszczone przez dwóch agresorów – Niemcy i Rosję Sowiecką. Do tej pory ponosimy skutki tej napaści. A nasze środowisko gdynian wysiedlonych jest świadkiem tych wydarzeń, ogromnych strat i martyrologii wielu naszych rodaków.
la